Dostałem dzisiaj pismo - upomnienie z urzędu miasta. Otóż mimo obowiązku wynikającego z jakiegoś tam przepisu nie zgłosiłem mojego nowego mieszkania w stosownym wydziale, przez co nie można mi nałożyć stosownego podatku od nieruchomości.
Zaliczyłem klasyczny opad szczęki.
W życiu nie zamierzałem uchylać się też od płacenia podatku od nieruchomości. Ba, kilka lat temu sam poszedłem do stosownego urzędu, by zgłosić moje stare mieszkanie. Sytuacja była kuriozalna - mieszkanie nie było w ewidencji, bo w związku z przechodzeniem z jednego systemu na drugi na początku lat 90-tych mój lokal się urzędnikom "zgubił". Gdybym się sam nie zgłosił - to istniało spore prawdopodobieństwo, że nigdy by się o ten podatek nie upomniało. W każdym razie przez 2 lata nie dostałem listu z wezwaniem zapłaty, więc sam się zgłosiłem. Zdziwienie urzędniczek było ogromne, zostałem pochwalony za obywatelską postawę i wyliczono mi podatek za 4 lata do tyłu:)
Teraz jednak sytuacja była zgoła inna. Działa elektroniczny system ksiąg wieczystych, więc w zasadzie każdy w Polsce może sprawdzić, że pod danym adresem jest nowy blok, zidentyfikowani są też jego właściciele. Było dla mnie oczywiste, że wkrótce dostanę list z urzędu miasta z wyliczonym podatkiem. Bo przecież nie była to żadna tajemnica, że zrealizowano inwestycję i sprzedano mieszkania. Ktoś w stosownej komórce urzędu miasta powinien to nadzorować i wysłać stosowne pisma.
Okazuje się jednak, że w tym kraju urzędnicy są na tyle cwani i leniwi, że absolutnie nie mają zamiaru sami monitorować zmiany własności nieruchomości. Po co powszechnie dostępny system ksiąg wieczystych? Przecież psim obowiązkiem właściciela jest się zgłosić do urzędu i poprosić o przywalenie podatku.
To typowa mentalność molocha biurokratycznego, w którym obywatel jest wrogim petentem, którego traktuje się przedmiotowo. Obywatel ma tylko obowiązki, o prawa musi powalczyć by (czasem) były egzekwowane.
W zeszłym roku kupiłem nowe mieszkanie od dewelopera, płacąc stosowny podatek VAT - blisko 30 tys. złotych. Do tego urządzając mieszkanie zapłaciłem kolejne kilkadziesiąt tysięcy złotych, płacąc ponownie VAT - kolejne kilkanaście tysięcy złotych.
Ma więc chyba moralne prawo domagać się, żeby nie wypełniać kolejnego świstka, skoro i tak udostępniłem już informację o mojej własności stosownym władzom. I za tą przyjemność zapłaciłem ponad 2 tysiące złotych u notariusza.
Niestety, okazuje się że między wydziałem ksiąg wieczystych a urzędem miasta nie ma komunikacji - urzędy te nie wymieniają się informacjami. Tym ma się zajmować obywatel.
Smutne to wszystko. Odnoszę wrażenie, że za moje podatki otrzymuję produkt wyjątkowo marnej jakości.